Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

170 sztuk bydła ma pójść pod topór. Ludzie protestują

Jarosław Miłkowski
Stado bydła rozrastało się przez około 20 lat. Zdaniem urzędników właściciele nie są w stanie nad nim zapanować. Na zabicie krów ma pójść 350 tys. zł.

- Zabijanie to nie jest dobry sposób likwidowania problemów - pisze pani Dorota. - Nie wybieraliśmy na rządzących barbarzyńców, więc apeluję o stosowanie etycznych, a nie barbarzyńskich metod - dodaje pan Piotr.

Część naszych Czytelników jest zbulwersowana sprawą, o której pisaliśmy wczoraj w GL. W gminie Deszczno ma zostać wybitych około 170 sztuk bydła. To dlatego, że - jak twierdzą urzędnicy - nad zwierzętami od wielu lat nie panują jego dwaj właściciele.

- Stado stanowi zagrożenie epidemiologiczne, dlatego że jest o nieznanym statusie zdrowotnym. Od kilkunastu lat jest niebadane w kierunku gruźlicy, brucelozy. Nie wiemy, z jakimi zwierzętami to stado ma do czynienia, chodząc po obszarze 400 hektarów - mówiła jeszcze w trakcie długiego weekendu Zofia Batorczak, lubuski lekarz weterynarii. Jej zdaniem zwierzęta miały być pozbawione opieki weterynaryjnej i właścicielskiej. Na stado wojewodzie lubuskiemu skarżyli się okoliczni mieszkańcy. Ponieważ bydło miało nie być karmione, wchodziło na sąsiednie pola i zjadało uprawy rolne. A że chodziło samopas, miało też stanowić zagrożenie drogowe.
W zeszłym roku powiatowy lekarz weterynarii wydał decyzję o rozwiązaniu problemu. - Sąd podjął decyzję i naka¬zał likwidację stada - mówiła w trakcie weekendu Z. Batorczak. Pod koniec kwietnia minister rolnictwa przyznał 350 tys. zł na likwidację stada. Niebawem ma ono zostać zabite.

- Tych zwierząt nie powinno się zabijać, tylko je trzeba przebadać - mówi Grażyna Falana-Wowczko z Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami w Gorzowie.

Decyzji o zabiciu zwierząt nie mogą zrozumieć bracia Paweł i Marian Skorupowie. - To bydło to całe nasze życie - mówią.

Stado krów ma zostać zabite. Właściciele: Dajcie im szansę

- Argumentem za śmiercią tych zwierząt jest przypuszczenie choroby. Nikt nie zrobił żadnych badań. Najłatwiej jest je zabić. Ministerstwo znalazło 350 tys. zł na zabicie zwierząt, a nie znaleziono pieniędzy na pobranie krwi na badanie – mówi Agata Gębicz.

Za pośrednictwem Facebooka nagłaśnia sprawę, o której pisaliśmy we wczorajszej papierowej GL, a jeszcze w trakcie długiego weekendu na gazetalubuska.pl. Chodzi o stado ok. 170 krów z Ciecierzyc, które ma zostać zutylizowane, bo, jak mówią urzędnicy, stanowi zagrożenie.

- Nie ma ono opieki weterynaryjnej, właścicielskiej. Nie karmione. Są skargi właścicieli pól, że to bydło wchodzi na pola i zjada uprawy rolne. Stanowi również zagrożenie dla bezpieczeństwa publicznego, bo wychodzi na drogi – mówiła w czasie weekendu Zofia Batorczak, lubuski lekarz weterynarii.

Problem ze stadem ciągnie się od lat 90. Pisaliśmy o nim w GL już wiele lat temu.

- Teraz mamy oczekiwany finał. Wystąpiłem do ministra rolnictwa o pieniądze, które będą przekazane na likwidację tego problemu – mówi wojewoda Władysław Dajczak.

Urzędnicy mówią, że stado „w zasadzie jest bezpańskie”. Do zwierząt przyznają się jednak Paweł i Marian Skorupowie, dwaj 57-letni bracia bliźniacy.

- To stado to całe nasze życie. Jeszcze w PGR-ach krowami się zajmowaliśmy. Badaliśmy je w latach 2010-2011 – mówi Paweł Skorupa. Wraz z bratem tłumaczy nam, że bydłem się opiekują. Z braku warunków nie mogli jednak zapewnić im odpowiedniej opieki. Krowy nie są nawet zakolczykowane.

- Chcemy, by dano nam ostatnią szansę. By ktoś je zbadał. Gdy się okaże, że są zdrowe, może ktoś je od nas kupi – mówi z kolei Marian Skorupa. Dodaje, że po decyzji urzędników nie dość, że bracia stracą krowy, to jeszcze będą musieli zapłacić za ich „utylizację”. Urzędnicy formalnie będą dochodzić zwrotu poniesionych wydatków. Nieoficjalnie przyznają, że z odzyskaniem pieniędzy „może być ciężko”.

Za zabicie bydła płaci się około 1 zł za kilogram. Do kosztów, które teraz opłaci budżet państwa, trzeba jednak doliczyć m.in. transport, samą utylizację.

Na to, by bracia mogli sprzedać krowy, szans nie ma żadnych. - Wyrok, który odebrał prawo do opieki nad stadem jest już prawomocny. Jest w nim też mowa o trzyletnim zakazie posiadania zwierząt – mówi Grażyna Falana-Wowczko z Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami w Gorzowie. To właśnie tu bracia zwrócili się o pomoc w uratowaniu zwierząt. - Te zwierzęta powinny być przebadane – dodaje obrończyni zwierząt.

- Zwierząt nie można przebadać. To stado nie było nigdy znakowane. Rozmnaża się w sposób niekontrolowany. Nie ma też możliwości, by – zgodnie z ustawą o identyfikacji zwierząt – bydło zostało zarejestrowane, stało się legalne i trafiło do obrotu lub ewentualnie do spożycia – mówiła jeszcze w weekend Z. Batorczak, lubuski lekarz weterynarii. – To bydło stanowiło, że można było stracić w powiecie status epizootyczny. Rolnicy nie mogliby więc handlować bydłem żywym, produktami od tego mięsa, mlekiem. To byłoby tak jak przy ptasiej grypie. Problem dotyczył całego regionu – dodawała. Czy urzędnicy mogą dać jeszcze szansę na uratowanie zwierząt? Chcieliśmy zapytać o to wczoraj Zofię Batorczak. Choć próbowaliśmy kontaktować się wiele razy przez kilka godzin, nie udało się nam jednak z nią porozmawiać. Do tematu wrócimy.

Zobacz również:

GORZÓW WLKP. Dyskoteka Wesele zaprasza na zabawę w każdy wee...

WIDEO: Ćwierć kilograma amfetaminy nie trafi na rynek

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Pomocnik rolnika przy zbiorach - zasady zatrudnienia

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gorzowwielkopolski.naszemiasto.pl Nasze Miasto