Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Kostrzyn wciąż żyje tą tragedią. Z niewyjaśnionych przyczyn samochód wjechał do Warty

Jakub Pikulik
Daewoo lanos zjechał z nabrzeża do Warty w czwartek rano.
Daewoo lanos zjechał z nabrzeża do Warty w czwartek rano. Jakub Pikulik
Z niejasnych przyczyn samochód, którym podróżowała 49-letnia kobieta i jej 17-letnia córka zjechał z nabrzeża i wpadł do Warty. Matka i 17-latka utonęły. Jak doszło do tej straszliwej tragedii? Mieszkańcy Kostrzyna wciąż są w szoku...

Już na pierwszy rzut oka widać, że na nabrzeżu przy Warcie musiało wydarzyć się coś bardzo złego. Płonie tu około 20 zniczy. - Straszna tragedia. Wciąż nie umiem sobie wyobrazić, jak do tego doszło. Dwie osoby nie żyją. Dziewczyna miała przed sobą całe życie - mówi Danuta Romaszewicz, którą spotykamy w miejscu, gdzie doszło do dramatu.

W czwartek przed godziną 8 kilka osób widziało, jak rozpędzony samochód zjeżdża z nabrzeża i wpada do Warty. Zaalarmowano strażaków, policję, pogotowie. Rozpoczęła się akcja ratunkowa, która jednak szybko przekształciła się w akcję poszukiwawczą. Strażacy najpierw musieli zlokalizować auto. Robili to z łodzi, z użyciem bosaków. Dopiero gdy samochód został odnaleziony, do akcji wkroczyli płetwonurkowie.

- W Warcie jest praktycznie zerowa widoczność, pracujemy po omacku. Do tego dochodzi wartki nurt i wysoki poziom rzeki - tłumaczył nam bryg. Grzegorz Rojek, zastępca komendanta miejskiego straży pożarnej w Gorzowie. To on dowodził akcją.

Jeszcze kiedy auto było w wodzie, nurkowie zauważyli w nim dwie ofiary. Ze Świebodzina ściągnięto specjalistyczny dźwig, który wydobył daewoo lanosa z Warty. - W samochodzie znajdowały się zwłoki dwóch osób - potwierdził sierż. szt. Grzegorz Jaroszewicz z wydziału prasowego Komendy Wojewódzkiej Policji w Gorzowie.

Akcję obserwowali mieszkańcy Kostrzyna. Setki mieszkańców. Ludzi było tak dużo, że musiała interweniować policja. Auta gapiów niemal zatarasowały pobliską drogę. Strażacy potrzebowali też miejsca, żeby rozstawić sprzęt, w tym ogromny dźwig. Dziesiątki gapiów niemal całkowicie zatarasowało też chodnik na moście drogowym. Niektórzy kierowcy na moście zatrzymywali swoje pojazdy, żeby obserwować moment wyciągania samochodu z wody.

Ofiary to 49-letnia kobieta i jej 17-letnia córka. Ludzie, którzy znali matkę, przyznają, że była ciepłą, życzliwą i uczynną osobą. Pracowała w szpitalu. Jej córka uczyła się w miejscowym zespole szkół.

- Jeszcze zanim strażacy wyciągnęli auto, to w szkole już wiedzieli, że stało się coś złego. Dziewczyna nie przyszła na lekcje, jej koleżanki i koledzy skojarzyli fakty i domyślali się, że mogło wydarzyć się coś bardzo złego - mówi nam jeden z mieszkańców Kostrzyna.

Sprawę, pod nadzorem prokuratury, bada policja. - Przeprowadzono sekcję zwłok. Przyczyną zgonu obu kobiet było utonięcie - informuje Roman Witkowski, rzecznik prokuratury w Gorzowie.

Przyczyna zgonu nie odpowiada jednak praktycznie na żadne pytanie. A tych jest naprawdę dużo. Dlaczego samochód zjechał z drogi? Dlaczego nie było śladów hamowania? Dlaczego siedząca za kierownicą kobieta nie próbowała skręcić, żeby uniknąć wjechania do rzeki? Od jezdni do miejsca, gdzie lanos wpadł do Warty, jest około 50 metrów. Nabrzeże jest płaskie, więc nie może być mowy o tym, żeby auto się stoczyło. Wersji zdarzenia jest kilka. Przyczyną tragedii mogła być awaria samochodu. Wrak został zabezpieczony i teraz sprawdzają go policyjni biegli. Kierująca mogła też zasłabnąć.

Dotarliśmy do osób, które widziały zabezpieczone przez policję nagrania. Jedna z kamer przy Kostrzyńskim Centrum Kultury nagrała moment tragedii. - Samochód jedzie drogą, potem zjeżdża na nabrzeże. Kobieta jakby omijała stojące tam drzewo. Później samochód wpada do rzeki - relacjonuje nasz rozmówca. Jak się dowiedzieliśmy, policjanci biorą pod uwagę także tzw. samobójstwo rozszerzone, czyli takie, gdy oprócz osoby, która targnęła się na własne życie, ginie ktoś jeszcze.

Wśród ludzi, którzy przyglądali się czwartkowej akcji, można było usłyszeć opinię, że nabrzeże powinno być lepiej zabezpieczone. - Powinny tu być solidne barierki. Przecież przyjeżdża tu bardzo wiele osób, wystarczy chwila nieuwagi i znowu będziemy mieli tragedię - stwierdza Tomasz, który mieszka na pobliskim osiedlu Mieszka I.

- Teren nabrzeża nie należy do miasta. Pamiętajmy, że przybijają tu statki, a tego typu przystanie są w wielu innych miastach. Poza tym odległość od rzeki do drogi jest naprawdę duża, to kilkadziesiąt metrów. Całej rzeki nie damy rady ogrodzić. Sam zastanawiałem się, czy to miejsce nie wymaga lepszych zabezpieczeń. Zdarzenia, takie jak to, wymagają analizy. Będziemy rozmawiać z Regionalnym Zarządem Dróg Wodnych o tym, czy to miejsce da się lepiej zabezpieczyć - słyszymy podczas telefonicznej rozmowy z Andrzejem Kuntem, burmistrzem Kostrzyna, który praktycznie przez całą akcję był na miejscu.

Po kilku minutach burmistrz oddzwania: - Chciałbym jeszcze coś dodać. Uważam, że zachowanie osób, które robiły zdjęcia i głośno komentowały całe zdarzenie, było bardzo niestosowne. Kiedyś chyba panowały inne zwyczaje. Co ten tłumek tam robi? Proszę się wczuć w sytuację rodziny, która też była obecna na miejscu. To moim zdaniem złe zachowanie. Tak nie powinno być. Wątpię, żeby intencje ludzi, którzy tam przyszli, były dobre.

od 7 lat
Wideo

echodnia Policyjne testy - jak przebiegają

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na slubice.naszemiasto.pl Nasze Miasto